Sport nie tylko dla faworytów

Sport nie tylko dla faworytów

Olimpiada i okres, który po niej nastąpił pokazała, że sport nadal jest nieprzewidywalny. Niby z jednej strony nadal rządzi wszystkim pieniądz i telewizja, jednak ciągle do czynienia mamy z niespodziankami, które sprawiają, że nie wygrywa faworyt i PZBuk bonus można dobrze wykorzystać. Bo piękne historie piszą się, gdy sukces odnosi ktoś niedoceniany.

Pierwszym przykładem z brzegu są polskie reprezentantki i reprezentanci grający w piłkę siatkową. Nasi panowie przed olimpiada spisywali się doskonale. Wygrywali swoje mecze przekonywująco, mieli szeroki skład i trenera, który ponoć gwarantował sukcesy. W tym ten, o którym śnimy od dawna, czyli medal olimpijski. I to najlepiej ten koloru złotego. Wszystko wydawało się na dobrej drodze, aż do pierwszego meczu. Niestety wtedy okazało się, że nadal sport posiada spory pierwiastek nieprzewidywalności i ciągle każdy może wygrać z każdym. Z jednej strony to piękne, z drugiej akurat w wypadku naszych siatkarzy – nieco dramatyczne. Po zimnym prysznicu polscy reprezentanci ponownie zaczęli grać swoje, ale ziarno niepewności w sercach kibiców i ekspertów zostało już zasiane.

Wszystko niestety skończyło się na meczu z Francją i marzenia medalowe trzeba było odłożyć na co najmniej kolejne cztery lata. Wtedy tez rozpoczął się ogólnopolski osąd nad zawodnikami i trenerami. Nagle okazało się, że mamy kilkanaście mionów siatkarskich ekspertów w kraju, którzy wiedzieli jeszcze przed pierwszym setem, że będzie źle. Wiedzieli, ale nic nie mówili. Teraz głośno domagają się zmian i wyciągnięcia konsekwencji, bo zagraliśmy słabo. Absolutnie nikt nie bierze pod uwagę nieprzewidywalności i tej odrobiny niepewności, która towarzyszy każdemu zmaganiu sportowemu. Nikt nie wspomniał, że może za bardzo chcieli, że może zadecydowała dyspozycja dnia, albo po prostu przeciwnik wzniósł się na najwyższy poziom. O nie nie. Popełniono błędy, należy znaleźć winnych i ich przykładnie ukarać.

Nieco odwrotna sytuacja miała miejsce u naszych siatkarek. Kilkanaście miesięcy temu było jasne, że Olimpiadę obejrzą jedynie w telewizji. Pojawiały się w tle jakieś skandale obyczajowe i wzajemna niechęć między zawodniczkami i trenerami. Na trenerskiej giełdzie padały kolejne nazwiska, mówiono kto musi skończyć karierę i wspominano czasy, gdy nasze Złotka przywoziły do kraju kolejne medale pod rządami niezapomnianego Andrzeja Niemczyka. No ale wiadomo, teraz na to nie ma szans. Przed kilkoma dniami rozpoczęły się Mistrzostwa Europy, w których nikt nie stawiał na nasze zawodniczki. Tymczasem biało-czerwone od początku prezentują się bardzo dobrze, zarówno indywidualnie, jak i jako cały zespół. W mediach społecznościowych widać, jaką frajdę daje im gra i to potem widać na parkiecie. Krok po kroku, set po secie znalazły się w ćwierćfinale i wcale nie stoją na straconej pozycji aby pójść jeszcze dalej. Piękna historia. Błyskawicznie pojawili się jednak znawcy i eksperci, którzy wiedzieli, którzy mówili i byli pewni, że tak się stanie. Mało kto zaczyna doceniać i dostrzegać skok jakościowy wykonany ostatnio przez nasze zawodniczki. Ile w tym ich pracy, walki, serca ale i szczęścia. Bo ono tez jest potrzebne, a nie da się go wytrenować.

Przykłady na to można mnożyć. Iga Świątek wygrywająca turniej w Paryżu i przegrywająca swoje marzenia na Olimpiadzie. Chodziarz Dawid Tomala, który ni z tego ni z owego powtórzył wynik Roberta Korzeniowskiego. I wielu, wielu innych. Sport jest nadal nieprzewidywalny i to jest w nim piękne. Niestety nie zawsze o tym pamiętamy.